Witajcie, 

Okres jesienno-zimowy jest bardzo wymagający dla naszej skóry, a szczególnie dla skóry dziecka. Już 3 rok z rzędu robię mazidło dla dziewczynki, którą darzę szczególną troską. Przez parę miesięcy śledziłam jej zmaganie się z chorobą nowotworową oraz byłam świadkiem jak z dnia na dzień staje się niemożliwe. Oliwka jest niesamowitą dziewczynką, którą los obdarował wspaniałymi rodzicami i dał szansę by mogli patrzeć jak dorasta i się rozwija. O Oliwce możecie poczytać na tym blogu

Oliwka po wszystkich szpitalnych przejściach nabawiła się sporego uczulenia na sklepowe preparaty do pielęgnacji skóry. Niewiele pomaga, a jeśli już to na chwilę. Kiedy dowiedziałam się, o problemie Oliwki, wysłałam jej swoje mazidło z nadzieją, że może przyniesie ukojenie. I stał się kolejny malutki cud. :) Olisi skóra zaakceptowała moje mazidło. :) 



To już 3 wersja mazidła, lekko zmodyfikowana tym razem o dodatek monoi, ale zawsze bazą jest olej kokosowy i masło shea.

Witajcie Kochani,

Wiecie, że zwracam zawsze uwagę na skład, ale produkty niektórych marek biorę już w ciemno. Kosmetyki Babydream kojarzyły mi się wyłącznie z maluchami i jakoś zupełnie przeoczyłam fakt, że mają również w swoim asortymencie parę produktów dla przyszłych mam. I tak szukając czegoś łagodnego do mycia ciała trafiłam na Babydream fur Mama Wohlfuhl Bad. Nie czytając składu wsadziłam do koszyka i cieszę się moim kolejnym odkryciem.





To kremowe mleczko do kąpieli możecie kupić w Rossmannie za ok 9 zł/500ml. Niby nie dużo, ale... Niestety produkt jest dość wodnisty i mało wydajny. W zasadzie to jego jedyna wada...
Hej!
Trochę mnie tu nie było, ale małymi kroczkami wracam do mojego blogowego azylu. :) W ostatnim czasie zwaliło mi się na głowę mnóstwo spraw i nieprzyjemnych zdarzeń, które totalnie wyłączyły mnie z normalnego funkcjonowania. Może powstanie kiedyś o tym osobny post... 

Tymczasem krótko o moim przecudnym odkryciu jakie poczyniłam parę miesięcy temu i zdążyłam wypróbować już w paru wersjach, a mianowicie o substytucie genialnego produktu jakim jest Make Up For Ever HD powder. 



Te z was, które miały okazje być posiadaczkami oryginału, znają jego zalety. Puder doskonale utrwala makijaż i matuje cerę, ale bez efektu maski. Jest całkowicie transparentny, choć konsystencją bardzo przypomina talk. Jedyną wadą oryginału jest jego cena - ok 170 zł za 8,5 g. Jak dla mnie jest to cena zaporowa... Dlatego szukając odpowiednika, znalazłam akurat jego brata bliźniaka, a mianowicie Krzemionkę Spherica P1500 ze sklepu kolorowka.com.
Zazwyczaj kupuję swoje odżywki w Internecie, ale swojego czasu wypatrzyłam w Rossmannie fajne produkty Petal Fresh Organics. Przejrzałam składy i zupełnie oczarowana czekałam na promocję. Parę dni później trafiłam w Hebe na odżywkę z serii Color Protection w promocyjnej cenie 14,99 zł i bez zastanowienia kupiłam.


Marka Petal Fresh Organics jest stosunkowo nowa na naszym rynku i zdecydowanie warta uwagi. Przywędrowała do nas z USA i byłam tym dość zdziwiona, bo wydawało mi się, że Amerykanie raczej średnio gustują w ekologicznych kosmetykach. A tu proszę, miłe rozczarowanie.

Witajcie, 
Dziś mam dla Was recenzję drugiego rosyjskiego szamponu, który stosuje już od 2 tygodni. Pod lupę wzięłam tym razem Rokitnikowy szampon do włosów przesuszonych zabiegami fryzjerskimi od Planeta Organica.

Jeśli kręcenie samoróbek zacznie nas wciągać i będziemy chcieli pójść już w bardziej zaawansowane receptury, na pewno staniemy przed dylematem co kupić by nie wydać fortuny, a uzyskać skuteczny kosmetyk. Dzisiaj zasugeruję Wam w co się zaopatrzyć by uzyskać kompromis z naszym portfelem.

Woda oczyszczona (jałowa)
Jest dużo tańszym rozwiązaniem niż zakup hydrolatu. Wodę oczyszczoną w ilości 1 l można kupić już za 20 zł. Są również wersje w blistrach, ale cenowo w ogóle się nie opłacają. Ja polecam wodę od Prolabu. Wiem, że wiele aptek na jej bazie przygotowuje gotowe kremy. 

Papierki lakmusowe
Są wręcz obowiązkowe przy sporządzaniu wszelkich kosmetyków na bazie wody, gdyż za kwasowość lub zasadowość naszego produktu odpowiada właśnie faza wodna. Mierzymy pH fazy wodnej przed zmieszaniem z fazą olejową i po zmieszaniu, szczególnie gdy do gotowego kosmetyku dodajemy składniki wrażliwe na ciepło. Na allegro można kupić sporą ilość papierków lakmusowych już od 5zł z wysyłką.

Emulgatory
To jest generalnie temat rzeka. Jest ich cała masa i każdy będzie każdego przekonywał, że jeden jest lepszy od drugiego. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że emulgator SLP nie sprawdza się przy kremach, ale za to doskonale nadaje się do mleczek, serum olejowego, czy olejków myjących.
Jeżeli planujecie wybrać 1 emulgator, możecie zacząć od Olivem 1000. Jeśli chcecie gwarancję stabilności emulsji, ja preferuje łączenie 2 emulgatorów, jeden typu o/w, u mnie GSC (Glyceryl Stearate Citrate), a drugi typu w/o i jest to GMS (Monostearynian glicerolu). Są to 2 dość uniwersalne emulgatory i praktycznie każdy krem dobrze na nich wychodzi. Koszt obu jest rzędu 10 zł, a wystarcza na baaaardzo długo.

Najtrudniej jest zacząć, a szczególnie gdy nie wiemy od czego. W tym poście postaram się wskazać Wam drogę do osiągnięcia mistrzostwa w robieniu własnych kosmetyków.

Największym błędem jest porywanie się z motyką na słońce i zaczynanie samoróbek od zrobienia np. kremu z kwasami. W moim odczuciu jest to jak wchodzenie na Mount Everest bez uprzedniego przygotowania. Najlepiej jest zacząć od tego co musi się udać, i czegoś co nie wymaga dodatkowo sporych zakupów na samym starcie. Poniżej moja osobista skala trudności w samoróbkach.

Często spotykam się z komentarzem, że robiąc swoje kosmetyki trzeba mieć małe laboratorium. Ludzi przeraża myśl, że trzeba posiadać wiedzę co najmniej chemika. Spróbuję przekonać Was, że kręcenie swoich samoróbek nie jest czarną magią, choć produkty wychodzą w rzeczy samej magiczne…To prawie jak pieczenie ciasta. Masz przepis, kupujesz składniki, odmierzasz i działasz. Raz wyjdzie lepiej, raz gorzej, są produkty które lepiej współpracują, a niektóre są do niczego. Dokładnie tak jak w kuchni. :)

Dziś przedstawię Wam narzędzia potrzebne do kręcenia samoróbek.


NIEZBĘDNIK MIESZACZA – AKCESORIA PODSTAWOWE

1. Coś do dezynfekcji

Zanim zaczniemy pracę nad miksturami, obowiązkiem jest odkażenie każdego sprzętu, który będzie miał kontakt z naszą samoróbką. Można do tego wykorzystać spirytus, ale ja preferuję MIKROZID. Jest to płyn stosowany do dezynfekcji pola operacyjnego w szpitalach. Usuwa wszelkiego rodzaju wirusy, bakterie i grzyby. Cena za 1 l wynosi mniej więcej tyle co za 0,5 litra spirytusu. Jest to jedyny wydatek konieczny do poniesienia jeśli myślimy o produkcji w domowym zaciszu. 

Witajcie, 

U mnie urlopowo. :) Postanowiłam zrobić sobie lekki detox od komputera, tym bardziej, że spędzam przy nim codziennie przynajmniej 8 godzin. Jak widzicie, nie wytrzymałam za długo.

Dzisiaj mam dla Was krótką recepturkę na fajne masło do ciała. Fajne, bo "na oko". Koniec wymówek, że nie macie wagi, że ciężko odmierzać, itp. Uwierzcie mi, na pewno wyjdzie! Takie samo masełko powędrowało w moim ostatnim rozdaniu do Mstrzal. 

Czego potrzebujemy?



Kwas hialuronowy jest w moim przypadku nieodzownym składnikiem w codziennej pielęgnacji. Jego ilość w naszej skórze maleje z wiekiem, dlatego ja dodaje go dosłownie wszędzie: do toników, kremów, serum do twarzy, balsamów, etc. Często kupowałam gotowe mieszanki 1,5% kwasu, lecz zawsze nie pasowało mi parę rzeczy: a to opakowanie (wielkość), a to termin przydatności, a to dostępność. Ostatnio postanowiłam, że po raz pierwszy spróbuję zrobić żel hialuronowy tak od A do Z. W ECOSPA nabyłam takie 2 cudeńka za całe 25 zł. 



Ostatnio stuknęło mi 100 lajków na Facebooku. Cieszę się jak dziecko i w związku z powyższym przygotowałam dla Was rozdanie!

Do zgarnięcia macie:

  • Luksusowe, nawilżające serum angti-aging (w składzie m.in. kwas hialuronowy, hydrolat z neroli, ceramidy, kolagen z elastyną, tripeptyd przeciwzmarszczkowy, d-pantenol, bioferment z aceroli, ekstrakt z granatu)
  • Perfumowane masło do ciała z olejkiem ylang-ylang (w składzie m.in masło kakaowe, masło kawowe, masło shea, masło waniliowe, olejki eteryczne)
  • Fitoaktywna maska nawilżająca z kompleksem witamin od Babci Agafii ;)




Witajcie moi drodzy!
Ostatnio prawie nie trafiam na buble zakupowe. Może to dlatego, że kupuję bardziej przemyślanie? Ale czy to w ogóle możliwe w przypadku kobiet? 

Niedawno pisałam Wam o kredkach od Benecos, z których jestem bardzo zadowolona. Oprócz nich zaryzykowałam z cieniami i i nie żałuję. Jak zwykle, szukałam czegoś w miarę naturalnego, przyjemnego w użytkowaniu i do tego taniego. W Ekodrogerii po raz kolejny postawiłam na Benecos (klik na zdjęcie poniżej)



Cena: 23,50 zł/4,8g
Skład (INCI): Talc, Mica, Tapioca Starch*, Caprylic/Capric Triglyceride, Magnesium Stearate, Silica, Glyceryl Caprylate, p-Ansic Acid, Limonene, Parfum (Essential Oils), Tin Oxide, Citral, Linalool, CI 77491, CI 77891, CI 77499, CI 77742, CI 77007, CI 77492, CI 77007

Witajcie Kochani!!

Przyznam szczerze, że o ile o pielęgnacji innych części ciała raczej nie zapominam, to z pielęgnacją skalpu jest u mnie krucho. Od jakiegoś czasu ograniczyłam do minimum szampony z SLSem, używam dobrych odżywek, ale olejowanie czy inna pielęgnacja skalpu zawsze była dla mnie zmorą. Po części jest to wynikiem braku czasu, gdyż włosy myję najczęściej rano. Choć oczywiście dla chcącego nic trudnego… 

Tak więc aby odżywić nieco skórę głowy bez stosowania czasochłonnego olejowania i maskowania, przygotowałam fajną wcierkę do włosów w sprayu. 



Hej Kochani! 
W tej części kraju gdzie mieszkam, wszystko kwitnie z opóźnieniem. Teraz przyszła pora na krzewy różane. Zawsze bardzo się cieszę z tego okresu, bo już od 3 lat zbieram i suszę płatki róż, aby je potem wykorzystać do swoich kosmetyków! Jak wyschną, planuję dużą produkcję musujących kul z ich udziałem.


Witajcie!
Jakieś 2 tygodnie temu skończył mi się krem do rąk i zupełnie nie miałam czasu aby coś fajnego ukręcić. Ręce niestety odpokutowały to rozstanie z nawilżeniem. W pracy mam koszmarne wręcz mydło do rąk i już po jednym użyciu dłonie wręcz błagają o jakąś ochronę. Zawzięłam się i w pół godziny ukręciłam taki kremik.



Hej Kochani, 
Znam ludzi, którzy całe życie nie smarują się wychodząc na słońce, ja do nich nie należę. Uważam, że koniecznością jest stosowanie jakiejkolwiek osłony przeciwsłonecznej, i nie ważne czy są to filtry chemiczne czy mineralne. Ja osobiście jestem za tymi drugimi. Filtry mineralne są bardziej stabilne od chemicznych, ale mają jedną poważną wadę – bielą skórę. Jeżeli komuś to nie przeszkadza, podaje Wam świetny krem przeciwsłoneczny z ochroną na poziomie SPF 20-25. Trudno to dokładnie ocenić, ale powiem Wam, że po 1,5 godziny ekspozycji w pełnym słońcu, nie było najmniejszego śladu zaczerwienienia. Krem powstał z myślą o mojej córeczce, ale i ja i mój mąż również testowaliśmy go na sobie.



Lato zbliża się wielkimi krokami a z nim nasza skóra staje się jeszcze bardziej wymagająca. W upalne dni szczególne ważne jest nawilżanie. Od dawna uwielbiałam stosować różnego rodzaju wody termalne lub mgiełki nawilżające, ale innym świetnym, a do tego tanim sposobem odświeżania spragnionej skóry są hydrolaty. 

Ostatnio w gratisie od Ekodrogerii dostałam hydrolat pomarańczowy, o bardzo przyjemnym miodowo-cytrusowym zapachu. 



Witajcie, 

Ostatnio dużo się u mnie działo i dosłownie wyrywam czas by coś napisać… Swoją drogą podziwiam bloggerki, które umieszczają wpisy codziennie! Chyba ich doba trwa 48godzin! 

U mnie ostatnio sporo nowości zakupowych. Dzisiaj chciałam Wam pokazać 2 fajne produkty, które podobnie jak podkład Lavery, zakupiłam w Ekodrogerii. Szukałam dobrych, ale i niedrogich kredek do oczu. W rozpędzie kupiłam 2 od firmy Benecos, jedną czarną, drugą w kolorze kości słoniowej. Cena za sztukę to 12 zł.


Witajcie Kochani, 

Dziś chciałabym podzielić się moim odkryciem w kwestii makijażu. Uwielbiam podkłady mineralne, ale czasami potrzebuję mocnego krycia i zmatowienia skóry. W EKODROGERII wpadł mi w oko taki oto podkład. 



Kupiłam, wypróbowałam i...Zakochałam się totalnie! Moja skóra należy raczej do problematycznych z tendencją do przetłuszczania się i przebarwień. Ktoś kto ma podobną cerę wie doskonale, że ukrycie takich defektów podkładem mineralnym to niezłe wyzwanie. Tu nie miałam takiego problemu. Zacznijmy od składu, bo ten zawsze jest dla mnie kluczowy.


SKŁAD: olej rycynowy*, dwutlenek tytanu, trykaprylin, olej sojowy*, mika, lauroil lizyny, kwas krzemowy, olej słonecznikowy*, wosk z sumaka lakierodajnego, kwas stearynowy, tlenek żelaza, uwodorniony olej jojoba, uwodorniony olej roślinny, oksychlorek bizmutu, uwodorniony olej rzepakowy, lecytyna, tlenki żelaza, olej arganowy*, masło shea*, olej kokosowy*, masło kakaowe*, oliwa z oliwek*, wyciąg z kwiatów róży stulistnej*, wyciąg z kwiatów lipy*, wyciąg z kwiatów malwy*, wyciąg z owoców rokitnika*, olej z lnicznika siewnego, olej roślinny, uwodorniona lecytyna, tokoferol, olej słonecznikowy, palmitynian askorbylu, tlenek cyny, woda, alkohol*, zapach**, limonen**, salicylan benzylu**, linalol**, geraniol**, cytral**, cytronelol**, alkohol benzylowy**.

* składniki pochodzące z certyfikowanych upraw biologicznych

** z naturalnych olejków eterycznych

Skład jak najbardziej naturalny i bogaty. Bałam się jedynie oleju kokosowego, który przy skórze problematycznej może zapychać. Na szczęście nic u mnie takiego nie miało miejsca. 

Podkład stosowałam tylko jako bazę. Na to kładłam mineralny puder wykańczający. Efekt - cera nieskazitelna, przebarwienia ukryte, koloryt wyrównany, cara zmatowiona. Mogę śmiało przyrównać go trwałością do podkładów tradycyjnych wypełnionych silikonami.

Odnośnie samego opakowania. Pod pokładem mamy ukryty poziom z lusterkiem i gąbeczką, która jest bardzo przyjemna w aplikacji.



Witajcie! 
Ostatnio na FB profilu Domowej Receptury pojawił się sympatyczny konkurs na stworzenie domowego kosmetyku tylko z artykułów spożywczych. Pomyślałam "A co mi tam", już nie takie eksperymenty się robiło, więc zabrałam się za stworzenie peelingu. Jak się przekonacie jest banalnie prosty.

Potrzebujecie:  
4 łyżek wiórków kokosowych
1,5 łyżki maku
1 łyżka cukru (dowolnego)
1 łyżka cynamonu
1 łyżka miodu
2,5 - 3 łyżki oliwy extra virgin
młynek do kawy lub blender

Jak działamy?

  • Najpierw wrzucamy do blendera wiórki kokosowe i miksujemy tak długo (około minuty), aż wiórki zamienią się w papkę, dzięki wydobywającemu się z nich oleju kokosowego.

Oj szaleję, szaleję!
Zapragnęłam posiadać pięknie pachnące kremy, balsamy i perfumy... Nieodzowne są do tego olejki. Zaszalałam więc, i takim sposobem i tak pokaźne laboratorium domowe powiększyło się o takie wspaniałości

Kochani, ciąg dalszy rosyjskiego szaleństwa zakupowego! :)
Ostatnio pisałam Wam, że w Lawendowej Szafie oprócz pianki do stylizacji włosów kupiłam kremik, który pierwotnie przyszedł do cery suchej, ale sklep zreflektował się (BRAWO!) i przysłał kolejne, tym razem poprawne opakowanie. Używam go już jakieś 3 tygodnie i mogę już coś więcej o nim powiedzieć. Zapraszam więc do recenzji!


Witajcie Kochani!
Ostatnio mniej kręcę własnych kosmetyków, a więcej zużywam zakupionych dobrodziejstw. Dzisiaj recenzja pianki do włosów od Natura Siberica. 

Niewiele znalazłam opinii o tym produkcie na blogach, ale skuszona pozytywnymi wrażeniami po poprzednich zakupach kosmetyków rosyjskich, pomyślałam, że tym razem spróbuję z pianką do stylizacji włosów. Czy zachwyt dopadł mnie i tym razem? 


Zacznijmy od podstawowych danych.
Zakupione w: lawendowaszafa24.pl
Cena: 26 zł
Pojemność: 150 ml
Skład: Aqua with infusions of Abies Sibirica Needle Extract*, Agrostis Sibirica Extract*, Ribes Nigrum Leaf Extract, Arctium Lappa Root Extract*, Urtica Dioica Leaf Extract*, Polyquaternium-68, Polyquaternium-46, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil*, Amaranthus Caudatus Seed Oil*, Linum Usitatissimum Seed Oil*, Hippophae Rhaimnoidesamidopropyl Betaine, Hydrolyzed Silk, Panthenol, Cocamidopropyl Betaine, Cetrimoium Chloride, Yeast Extract, Tocopherol, Retinyl Palmitate, Thiamine HCl, Riboflavin, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Benzyl Alcohol, Cetrimonium Bromide, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Parfum, Citric Acid.

No to trzeba rozszyfrować teraz bardzo przyjemny składzik. Mamy tu parę ekstraktów z:
  • jodły syberyjskiej
  • mietlicy syberyjskiej
  • porzeczki czarnej
  • łopianu
  • pokrzywy
  • drożdży
oraz oleje organiczne:

  • z rokitnika
  • z amarantusa
  • lniany
i składniki odżywcze:
  • betaina (związek hydrofilowy o działaniu silnie nawilżającym, zapobiega elektryzowaniu się włosów)
  • hydrolizowany jedwab
  • witaminy E, A, B1, B2, B5
  • keratyna (tzw Keramimic 2.0 - inteligentnie odbudowuje najbardziej zniszczone miejsca na powierzchni włosa, ułatwia rozczesywanie, zapobiega ich plątaniu)
Po samych składzie można dojść do wniosku, że to bardziej odżywka niż tradycyjna pianka. Wszystkie komponenty dobrano tak, aby maksymalnie odżywić i zabezpieczyć włos przed stylizacją.  

Plusy:
  • nie obciąża,
  • ładnie pachnie,
  • lekko usztywnia włosy,
  • zastosowane na lekko wilgotne włosy poddane późniejszej stylizacji wydłuża trwałość fryzury (w skali do 6, u mnie na 4)
Minusy:
  • konsystencja - bardzo lekka pianka, która po ok 15 sekundach bardzo się "upłynnia". Spójrzcie na fotkę poniżej:

  • mało wydajna - mam co prawda włosy dość długie, ale po 2 zastosowaniach do przeciętnej stylizacji, nie mam już ok 10% opakowania.

Trudno mi jednoznacznie ocenić czy jestem z niej zadowolona. Skład co prawda piękny, ale od czasu do czasu, gdy chcę się nieźle ufryzurować, potrzebuję petardy. Fryzura ma się trzymać i to na 6+, a tu mi jednak 4 liter nie urwało... Mogę więc przymknąć oko na skład, byle osiągnąć wymarzony efekt. A więc będę dalej poszukiwać swojego ideału. Tym razem był to tylko przeciętny produkt.

Jeszcze na koniec dodam, że jestem bardzo zadowolona z podejścia do klienta w sklepie lawendowaszafa24.pl. Oprócz pianki, kupiłam tam również krem (recenzja wkrótce), który za pierwszym razem dostałam w wersji dla skóry suchej, którego nie zamawiałam. Po moim mailu, dostałam ze sklepu przemiłą odpowiedź z przeprosinami i przysłano mi, bez dodatkowych kosztów, drugi, już właściwy krem. Takim zachowaniem pozyskuje się klienta! Kto jeszcze tam nie był, niech zajrzy. Mają na prawdę niezły wybór.

Pozdrawiam i ściskam,
Ekoholistka

PS. A może wy znacie jakie fajne pianki do układania włosów, a do tego o przyzwoitym składzie? 

Witajcie Kochani, 
Muszę koniecznie podzielić się z Wami moim ostatnim odkryciem. Jako fanka maksymalnie naturalnej pielęgnacji, długo szukałam szamponu, który byłby i naturalny (bez SLS) i dobrze mył. Po długich poszukiwaniach wreszcie znalazłam swój ideał w postaci szamponu wzmacniającego od Planeta Organica.

Uwielbiam przygotowywać swoje specyfiki w zaciszu domowym i uważam, że są o niebo lepsze od tych drogeryjnych. Zdania raczej nie zmienię, aczkolwiek… Raz na jakiś czas daję się skusić na zakup jakiegoś kosmetyku, który urzeknie mnie swoim składem. Tak się stało gdy wybrałam serum anti –age od Planeta Organica. 



 Zachwyt nad kosmetykami rosyjskimi jest mam wrażenie wszechobecny. Czytając tu i ówdzie o „achach” i „ochach” zakupiłam parę produktów i…chyba wsiąknęłam do reszty. Oto, co możemy wyczytać o serum na stronie SKARBY SYBERII, w którym go kupiłam: 
Jakiś czas temu pisałam o maści Pulmex Baby, notabene już wycofanej, oraz o olejkach eterycznych w niej zawartych. Wydawałoby się, że tak chwalone wszędzie olejki eteryczne to remedium na niemalże wszystkie choroby i dolegliwości. Owszem, tak jest, ale jeśli ktoś decyduje się stosować je u dzieci musi posiadać choć elementarną wiedzę z szerokiej dziedziny jaką jest aromaterapia. Postaram się pokrótce przekazać, co wyczytałam odnośnie olejków eterycznych w kontekście stosowania ich u dzieci.




Zacznijmy od tego, że niektórych olejków NIE należy stosować u dzieci poniżej pewnego wieku.

Poniżej 10 roku życia NIE stosujemy:
  • Olejku eukaliptusowego (Eucalyptus camaldulensis, Eucalyptus globulus, Eucalyptus maidenii, Eucalyptus plenissima, Eucalyptus kochii, Eucalyptus polybractea, Eucalyptus radiata, Eucalyptus Autraliana,Eucalyptus phellandra, Eucalyptus smithii) *

Wraz z przeświadczeniem, że niedługo przyjdzie wiosna, zachciało mi się zamienić pomadki ochronne, na kolorową szminkę. Alchemiczna natura wymyśliła sobie kolorek różowy-nude. Co ogólnie potrzebujemy do zrobienia szminki:
  • opakowanie po zużytej pomadce (całą zawartość wygrzebana, opakowanie umyte i zdezynfekowane, środek natłuszczony jakimkolwiek olejem),
  • woski,
  • masła,
  • oleje płynne,
  • pigmenty.
Obliczona przeze mnie receptura jest na 6 g (moim zdaniem powinno być na 10g, gdyż są spore straty przy wlewaniu do opakowania). Najpierw przygotowuję bazę pigmentową (składniki ze sklepu kolorówka.com). U mnie:

  • puder jedwabny 0,2 ml
  • extender W 0,5 ml 
  • pigment aurora 0,5 ml
  • whisper of angels 0,5 ml
  • peach fuzz 0,3 ml
  • coral beige 0,2 ml
Czas najwyższy znowu postraszyć na blogu, bo coś dawno tego nie robiłam. :) Dziś w roli głównej PLASTIK!



Nie odkryję Ameryki pisząc, że tworzywa sztuczne są powszechnie stosowane do przechowywania i pakowania żywności i napojów, ale nie tylko, o czym przekonacie się dalej. Zastosowania obejmują opakowania jednorazowe i wielokrotnego użytku, plastikowe pojemniki, folie do owijania żywności, sztućce, butelki dla niemowląt, zabawki, itd.
Witajcie moi drodzy Czytelnicy!

Jestem zła bo chciałam napisać post o różu do policzków, ale zgubiłam gdzieś moją recepturę. SHIT!!! Tak czy inaczej, ponieważ kręcę ostatnio niemało, postanowiłam uzupełnić zaległości blogowe. Dzisiaj wpis dla zakochanych w podkładach mineralnych. 




To już 3 podkład zrobiony własnoręcznie. Każda kolejna receptura jest dopieszczana i śmiało mogę przyznać, że lepsza od poprzedniej. Składniki do jego wykonania pozyskałam w kolorowka.com.

Witajcie!!!

Czas na wyniki mojego olejowego rozdania. Dziękuję Wam za liczny udział, ale dziś zwycięzca jest tylko jeden. Gratulacje dla Nie Bieskiej! :) Czekaj na mojego maila. 

W niedługim czasie planuję kolejne rozdanie, a wiec głowa do góry! 


Uściski, 
Ekoholistka

Witajcie, 
U mnie ciąg dalszy "wietrzenia magazynów" i pozbywania się półproduktów. Pokończyły mi się peelingi, więc zatęskniłam za porządnym zdzierakiem do twarzy i taki właśnie ukręciłam.


Zastanawiałam się długo jak się do niego zabrać. Przeszukałam pół Internetu by znaleźć jakąś bazę czy inspirację, i jedyne, co mnie choć trochę oświeciło, to peelingi z korundem od Sylveco. Tak czy siak, patrząc na ich składy nie byłam w stanie bardzo się wzorować, ale widziałam, że mając porządny krem, jakiś surfaktant i korund, powinnam coś wyczarować. Nieskromnie przyznam, że wyszło lepiej niż przypuszczałam. 

Zaczynam od ukręcenia kremu (u mnie 50g):

Faza A (40%):
wosk pszczeli - 4%
monostearynian glicerolu (GMS) - 2%
alkohol cetylowy - 2%
masło shea - 2%
macerat z marchwi - 10%
olej z pestek wiśni - 20%

Faza B (56%):
woda - 56%

Faza C (4%):
decyl glucoside - 2%
coco-glucoside - 2%
konserwant FEOG - 5 kropli
olejek herbaciany 5 kropli

Osobno podgrzewam fazę wodną i fazę olejową, do momentu gdy woski się rozpuszczą. Następnie przelewam fazę olejową do wodnej i ubijam spieniaczem. Po chwili tworzy się całkiem przyjemny krem. Gdy mieszanka trochę przestygnie, dodaję fazę C i dalej mieszam. Tu nastąpiło lekkie przerażenie, bo z kremu o ładnej konsystencji zrobił mi się bardzo lejący balsam. Pospieszyłam ze szczyptą gumy ksantanowej i po chwili byłam znowu na dobrej drodze. :) 

Mamy prosty kremik z 2 środkami myjącymi, a więc czas na głównych bohaterów - korund i pestki malin. Na 50 g gotowej mieszanki kremowo-myjącej, odmierzyłam 9 g korundu i 5 g peelingu z pestek malin. Powiem Wam tak - zdziera konkretnie! :) 



Moje pierwsze wrażenia? Jeżeli lubicie dobre oczyszczanie i złuszczanie na twarzy - taki peeling to rewelacja. Jeżeli macie delikatną skórę, bardziej sprawdzi się jako do ciała czy rąk. Pomimo 2 surfaktantów, peeling się nie pieni (choć nie o to mi chodziło), ale powoduje, że po zmyciu nie zostaje nam tłusta warstwa na skórze. Następnym razem spróbuję zmodyfikować recepturę i wkomponować w miksturę olej rycynowy, jestem ciekawa efektu, no chyba, że któraś z Was, kręcących swoje mikstury kobitek mnie ubiegnie. :)

Co myślicie o moim sposobie wkomponowania korundu i pestek malin do takiej mieszanki? Jakie peelingi najbardziej lubicie? Macie swoje ulubione? 

Pozdrawiam,
Ekoholistka



Uwaga, uwaga, idzie do Was małe rozdanie!
Mam trochę olejów, które nabyłam w szale zakupowym, a boję się, że nie będę w stanie ich zużyć zanim się przeterminują. Pomyślałam więc,  że się nimi z Wami podzielę. Stworzyłam mix olejów i nazwałam „7 wonders”, jak 7 cudów świata, myślę, że nie bez kozery, bo są genialne. :)


W składzie mamy:
  • olej arganowy nierafinowany (ECOCERT)
  • olej konopny
  • olej z krokosza barwierskiego
  • olej z ostropestu plamistego
  • olej z pachnotki (perilla)
  • macerat z marchwi
  • mój ulubiony olej uniwersalny (ci co czytają regularnie, na pewno wiedzą)
  • olejki eteryczne: z róży damasceńskiej, pomarańczowy, copaiba.

Co do proporcji, tym razem ich nie zdradzę. Niech to zostanie moją słodką tajemnicą. :)

Jeżeli zastanawiacie się, jak wykorzystać olejowe serum, oto moje propozycje:
  • dodatek w fazie C do kremów;
  • składnik serum olejowego lub wodno-olejowego;
  • miksując pół na pół z kwasem hialuronowym tuż przed aplikacją;
  • jako olejek do masażu.

 Jakie warunki konkursu:
  • Być publicznym obserwatorem bloga i polubić fanpage na FB. Dodać notkę w komentarzu:„Obserwuję jako …” oraz „Lubię na FB jako …” (Imię i pierwsza litera nazwiska lub pseudonim)

Za powyższe dostajecie ode mnie 1 punkt. Dodatkowe punkty przyznaję za:
  • utworzenie na swoim blogu bannera z informacją o rozdaniu plus wklejenie linka w komentarzu (2 pkt.);
  • udostępnienie informacji o rozdaniu na FB i zaproszenie w komentarzu pod nim min 2 znajomych (2 pkt.). Link do info na FB poniżej, u góry przypięłam info o rozdaniu:
https://www.facebook.com/ecoholist

Konkurs trwa do 9 lutego do godz. 23.59. Wyniki ogłoszę w ciągu 3 dni od jego zakończenia.

Uściski, 
Ekoholistka



Witajcie!
Tydzień temu dostałam paczuszkę - wygraną w świątecznym konkursie u Lili Naturalnej. Nie macie pojęcia jak się cieszyłam po wigilijnej kolacji, gdy odpaliłam bloga i zobaczyłam, że załapałam się do grona wygranych! Lili, jesteś boska, a Sylveco po prostu genialne. 



W bardzo skromnej, jutowej torebce znalazły się takie oto skarby plus zestaw próbek. 


Każdą rzecz przetestowałam już i mam już swoje zdanie (po tytule posta domyślacie się jakie). Na pierwszy rzut poszedł lekki krem rokitnikowy.


Krem mieści się w butlece typu airless, które uwielbiam. Ma konsystencję balsamu, czyli dość lejącą, świetną w aplikacji i bardzo wydajną. Krem nadaje się na dzień, pod warunkiem, że nie błyszczymy się za bardzo. Zapach - "śmierdzi" olejem arganowym!!! Te z was, które miały do czynienia z nierafinowanym olejem arganowym, wiedzą o jakim "smrodku" piszę. :-) Oznacza to, że producent nie kłamie, olej jest i na pewno nie w śladowej ilości! Cieszę się, bo świadczy to o tym, że firma nie oszczędza na składnikach i używa tych o bardzo dobrej jakości. O detalach (a jest ich sporo), można przeczytać w dołączonej do zestawu książeczki o wszystkich productach marki Sylveco.




Na kolejny ogień poszedł bardzo treściwy krem brzozowo-rokitnikowy z betuliną. Krem, choć kosystencja przypomina bardziej masełko, nadaje się głównie na noc - ja mieszam z serum własnej roboty i rano budzę się z lekko błyszczącą, ale świetnie ukojoną i promienną cerą. Zrobiłam też mały eksperyment i użyłam go u trzyletniej córki jako krem ochronny na dwór. REWELACJA! Córka, która nie cierpi się niczym smarować, jest nim oczarowana. Mówi, że wygląda jak słoneczko! Z resztą, zobaczcie sami:



Poniżej spróbowałam uchwycić różnicę w konsystencji. Po lewej lekki krem rokitnikowy, po prawej "masełko" brzozowo-rokitnikowe z betuliną.


Świetna jest również pomadka ochronna. Mam porównanie z tą od Alterry i już mogę powiedzieć, że Sylveco bardziej mi odpowiada. Fajnie nabłyszcza, odżywia i mam wrażenie, że lekko rozpulchnia (powiększa) usta. Myślę, że może to być zasługą olejku cynamonowego. 


I na koniec arnikowe mleczko oczyszczające. Użyłam go tak jak sugeruje producent, ale miałam wrażenie, że nie domywa, tak jak bym chciała. Znalazłam więc dla niego nowe zastosowanie. Po umyciu twarzy, nie wycierając jej, nanoszę mleczko na twarz wacikiem (jak tonik) i pozostawiam do wyschnięcia. Nie stosuje to po tym kremu. Bardzo dobrze sprawdza mi się taka aplikacja pod minerały. 


Po przetestowaniu powyższych produktów, śmiało mogę obiecać, że na pewno wrócę po więcej. Cenne oleje i ekstrakty, proste składy, bezpieczne konserwanty, jasne i przejrzyste etykiety, bez owijania w bawełnę, prawda, cała prawda i tylko prawda. Cieszę się, że mamy kolejny skarb narodowy!

Lili i Sylveco bardzo dziękuję za wygraną. Firma zyskała na pewno jednego stałego klienta. 

Uściski,
Ekoholistka


Witajcie kochani w nowym roku!
Tuż przed świętami na facebooku zamieściłem wpis o nowym kremiku jaki szykuje dla Was. W sumie tego dnia ukręciłam 2 bardzo ciekawe mikstury. Żadna z nich nie była perfekcyjna, ale i tak warto je wypróbować. Dziś pierwsza z nich.



Faza tłuszczowa 》26%
  • MGS 》 2%
  • alkohol cetearylowy 》3%
  • GMS 》2%
  • masło waniliowe 》7%
  • olej z pestek wiśni 》12%

Faza wodna 》 72%
  • woda 》64%
  • kwas hialuronowy 》4%
  • d-pantenol 》 2%
  • mleczna sodu 》 2%

Faza dodatków 》 2%
  • liposomy (cermidy z ZSK) 》2%

W dwóch osobnych zlewkach podgrzewam fazę olejową i wodną.  Gdy osiągną podobne temperatury, wlewam fazę tłuszczową do fazy wodnej, a następnie mieszam spieniaczem. Po chwili otrzymujemy krem o fajnej zwartej konsystencji. Gdy krem ostygnie, dodajemy liposomy. I tutaj zaczynają się schody. Krem nagle zmienia konsystencję do płynnej. Przyznam że trochę spanikowałam. Żal mi było tak  dobrych składników więc nie poddałam się i mieszam dalej. Po paru minutach krem się zagęścił i finalnie wygląda jak na zdjęciu. 

Kremik jest już w trakcie użycia i na tą chwilę jestem z niego bardzo zadowolona. Ładnie nawilża, nie pozostawia tłustego filmu no i pachnie wprost bajecznie!
NowszeWpisy StarszeWpisy Strona główna