Właśnie planuję zakup sporej ilości olejków eterycznych do moich mazideł, przy czym kieruję się zarówno wszechstronnością, działaniem terapeutycznym, jak i potencjalnym zagrożeniem.
Przeczesując Internet natrafiłam kiedyś na świetną stronkę o olejkach eterycznych. Ostatnio wyczytałam, że niektóre olejki eteryczne mogą być fotouczulające, nawet toksyczne w nadmiarze.



Poniższe olejki nie powinny być dodawane do kremów/balsamów, jeżeli planujemy wystawić się na działanie promieni UV (także w solarium!):
  • arcydzięglowy (Angelica archangelica, A. officinalis)
  • kminkowy (Carum Carvi);
  • koperkowy (Anethum sowa, Anethum graveolens)
  • cytrynowy (Citrus limonum (also known as Citrus Limon)
  • z werbeny cyntrynowej (Lippia citriodora, Aloysia triphylla, A. citriodora, Lippia triphylla, Verbena triphylla)
  • limonkowy (sprzeczne informacje czy wszystkie)
  • pomarańczowy (sprzeczne informacje czy wszystkie)
  • aksamitkowy (Tagetes minuta, Tagetes glandulifera)
  • mandarynkowy (Citrus reticulate, Citrus nobilis, C. madurensis, C. unshiu, C. deliciosa) - (sprzeczne informacje czy wszystkie)
  • bergamotkowy (Citrus bergamium)
  • kasjowy
  • lubczykowy (Levisticum officinale)
  • imbirowy
  • copaiba (Opoponax, Bisabol-myrrh, Sweet myrrh)

Oznaki fototouczulenia, czasami nieodwracalne, są następujące:
- poparzenie słoneczne
- pęcherze
- zmiana koloru skóry
- opuchlizna

Do poczytania:

Wszędzie spotykamy się z nagonką, że cukier to samo zło, że to krótka droga do otyłości, cukrzycy i innych chorób cywilizacyjnych. W zamian oferują nam wersje „light”. Wow, jak fantastycznie, że tak o nas dbają! Czujecie już ten podstęp?

Aspartam, bo o nim dziś mowa, to moim zdaniem największa trucizna naszych czasów tuż obok fluoru. Znajdziecie go w gumach do żucia, produktach „light”, słodzikach, a nawet lekarstwach. O aspartamie możnaby napisać książkę, a fabuła przypominałaby wątek z filmu „Raport Pelikana”. Postaram się zebrać w pigułkę parę ciekawostek, które znalazłam w sieci.
  • Aspartam (E951) składa się z 3 substancji: 40% kwasu asparginowego, 50% fenyloalaniny, 10% alkoholu metylowego. Kwas asparginowego w nadmiarze powoduje obumieranie komórek nerwowych. Fenyloalanina z kolei zaburza równowagę między noradrenaliną a serotoniną, co skutkuje zaburzeniami nastroju, atakami paniki, czy depresji. Alkohol metylowy to z kolei bardzo trujący związek, który jest redukowany do formaldehydu (związek arinatyczny 5000 razy bardziej toksyczny od alkoholu), który z kolei nie jest wydalany ani rozkładany, tylko gromadzi się w tkankach. (LINK).
  • Pierwotnie, przed wprowadzeniem do powszechnego użycia, aspartam był na liście Pentagonu figurując jako broń biochemiczna.
  • Aspartam oskarża się o powodowanie nowotworów mózgu. W grupie 80 szczurów poddanych ekspozycji na aspartam, 12 zachorowało na raka, jednak późniejsze doniesienia wskazywały, że zwierząt u których rozwinęły się guzy było więcej. Naukowcy wycinali je fałszując w ten sposób statystyki. W innym eksperymencie doświadczalne małpy dostawały aspartam rozpuszczony w mleku, które spowalnia przyswajanie toksyn, a mimo to padła 1 czy 2 małpy spośród 7 testowanych, a 4-5 miało ataki padaczki.
  • Kolejne badania wskazują na szkodliwe działanie aspartamu na płód i późniejszy rozwój potomstwa (LINK - pełny dostęp jest płatny), a inne z kolei na negatywny wpływ na zdolność uczenia i zapamiętywania. (LINK).
  • Negatywny obraz aspartamu próbowała przełamać European Food Safety Authority (EFSA), która opublikowała ok. 600 badań udowadniających,że aspartam jest bezpieczny (LINK). Analizy te zostały jednak skrytykowane ze względu na dobór badań oraz autorów, z których 13 na 17 jest powiązanych z koncernami spożywczymi  (LINK). Wiadomo, nikt nie pluje w swoje gniazdo… Jak widzicie kontrowersji na temat aspartamu nie brakuje.
Jestem przekonana, że większość ludzi nie zastanawia się nad tym, co znajduje się w produktach, które spożywają, grunt by dobrze smakowały. Jeżeli nie podchodzisz świadomie do żywności, liczę, że chociaż w przypadku aspartamu, zastanowisz się 2 razy. Fakt, nie ma 100% pewności, że aspartam to samo ZŁO, ale zauważmy, że tak znienawidzony cukier, który jest w 90% produktów żywnościowych nie miał chyba aż tak złej reklamy jak aspartam… Ja osobiście wolę zjeść 10 kostek cukru, niż 1 tabletkę aspartamowego słodzika. Dlatego czytam i studiuję składy. Na koniec przytoczę wam listę farmaceutyków, które go zawierają:


  • Antybiotyk dla dzieci - Augmentin firmy Glaxo;
  • "Witaminki" dla dzieci: Marsjanki, Sanostol, Vibovit Junior, Pikovit;
  • Doppelherz, Vicard, Centrum, Calcium Pliva;
  • Tabletki musujące "Activ" firmy Krüger, Plusssz;
  • Calcium Forte z serii Zdrovit, Tantum Verde, tabletki do ssania na gardło: Cholinex, Propolki, Sebidin, Propolis Forte, tabletki Tymianek i Podbiał;
  • Apap C Plus, Witamina C 1000mg z Additiva, Rutinacea Complete, Gripex, Fervex, Vitaral, Ascalcin, Niquitin, Riflux, Odnovit;
  • Sueremin syrop
  • Pectodrill syrop/tabletki do ssania



Jeżeli jeszcze Was nie przekonałam, obejrzyjcie film poniżej.
 
Więcej do poczytania:
http://wieszcozjesz.blogspot.com/2013/10/aspartam-najbardziej-kontrowersyjny.html
Witajcie kochani!
Ostatnio cierpię na chroniczny brak czasu. Mam tyle pomysłów na posty, a nie mam kiedy pisać. :( Źle mi z tym.

Ale z drugiej strony sporo rzeczy ostatnio ukręciłam. Dziś moje diamentowe serum, z którego jestem bardzo zadowolona. Oto co potrzebujemy:
  • woda różana 34,5%
  • kwas hialuronowy 25%
  • kolagen i elastyna 3%
  • d-pantenol 3%
  • olej z krokosza barwierskiego 17,2%
  • olej z kiełków pszenicy 10,3%
  • olej z pestek wiśni 7%
  • konserwant FEOG
Z racji tego, że w serum brak emulgatora, w "fazie spoczynku" jest dwufazowe. Po zmieszaniu prezentuje się jak poniżej:




A teraz po kolei o właściwościach poszczególnych składników. 

Woda różna posiada właściwości tonujące i nawilżające. Polecana jest do cery wrażliwej, trądzikowej oraz szarej i zmęczonej. Kwas hialuronowy wpływa na odbudowę uszkodzonego naskórka, ma silne właściwości higroskopijne, łagodzące, nawilżające i przeciwstarzeniowe. Kolagen i elastyna nadają sprężystość i elastyczność, skóra staje się aksamitna w dotyku, a drobne ranki szybciej się goją. Olej z krokosza barwierskiego jest bogaty w kwasy linolowy, oleinowy i palmitynowy. Polecany jest dla cery tłustej i mieszanej z tendencją do stanów zapalnych. Świetnie się wchłania, choć nie pachnie niestety najpiękniej. Chyba gorszy w zapachu jest tylko olej arganowy i konopny. Olej z kiełków pszenicy to mieszanka kwasu linolowego, linolenowego i olejowego - dość zbliżony do oleju z krokosza. Polecany jest do cery dojrzałej. W związku z tym, że jest olejem dość tłustym polecam go jedynie do preparatów na noc. Jest on również olejem cechującym się największą zawartością witaminy E. Olej z pestek wiśni cenię z kolei nie tylko za cudowny zapach, ale przede wszystkim za sporą zawartość witaminy B17, która wykazuje niesamowite działanie antynowotworowe. Olej ten jest mało znany w kosmetyce, choć poprawia elastyczność naczyń krwionośnych przez co genialnie sprawdza się w preparatach dla cer naczynkowych. 

Jak widzicie, nie jest to "byleco". :-) Fajne, sprawdzone już wielokrotnie składniki, gwarantują zadowolenie. Jestem z niego dumna również z tego powodu, że serum niesamowicie pięknie prezentuje się na łazienkowej półeczce! Nie wiem co wolę bardziej - patrzeć czy używać! ;-) Na początku wspominałam, że jest to serum "diamentowe", a to za sprawą mieniących się niczym złoto kropli oleju po zmieszaniu. Starałam się to uchwycić aparatem - mam nadzieję, że to mi się udało:



Na koniec króciutko o wynikach rozdania - miniaturkę pudru wykańczającego z Kolorówki otrzymuje "Anna PoMężu". Gratuluję Aniu, czekaj na kontakt mailowy. 

Miłego tygodnia Kochani!
Ekoholistka


O tym,że warto polować na promocje wie każdy. Mnie parę miesięcy temu udało się upolować w sklepie BLISKO NATURY moje 2 ulubione masła - kakaowe i shea nierafinowane - w zawrotnej gramaturze 400 g i łącznej cenie 48 zł. 


We wrześniu z kolei kupiłam 50 ml oleju arganowego BIO za jedyną złotówkę! Wierzycie??? Zachęcam Was do odwiedzenia strony sklepu. Wystarczy kliknąć na obrazek poniżej. Jestem pewna, że znajdziecie tam coś ciekawego dla siebie.


Długo zastanawiałam się czy nie ukręcić olejowe masło do ciała z tak zacnych składników, ale ostatecznie padło na mocno nawilżający balsam o zapachu pomarańczy.

Oto czego potrzebujecie:

Faza olejowa 34%:
  • masło kakaowe - 7%
  • masło shea - 7%



  • olej arganowy - 10%
  • emulgator MGS - 3%
  • monostearynian glicerolu - 2%
  • kwas cetearylowy - 5%

Faza wodna 64%:
  • woda jakości farmaceutycznej - 52%
  • sorbitol - 5%
  • gliceryna - 7%
Faza C:
  • keratyna - 2%
  • konserwant FEOG (u mnie 8 kropli na każde 50 g kremu)
  • olejek eteryczny słodka pomarańcza - wedle uznania (u mnie 10 kropli na 50 g)


Wierzcie lub nie, ale jak ma się już sprawdzony przepis, wystarczy poświęcić 20 min i mamy wspaniały balsam, przy którym inne sklepowe specyfiki zwyczajnie się chowają!

Po uprzednim zdezynfekowaniu wszystkich akcesoriów, pojemników, mieszadeł (ja robię to Mikrozidem), zaczynam od podgrzania fazy wodnej w jednym naczyniu, a olejowej bez oleju arganowego w drugim. Gdy masła i emulgatory się rozpuszczą, przestaję podgrzewać fazę olejową i czekam około 30 sekund, po czym dolewam olej arganowy i całą fazę olejową wlewam do podgrzanej fazy wodnej i miksuję (spieniaczem do kawy lub mikserem). Po około minucie nasza mikstura zacznie przypominać krem, wtedy dodaję całą fazę C (FEOG można dodać bezpośrednio do fazy wodnej - są 2 szkoły) i dalej miksuję. Krem prezentuję się tak:


Chodź na zdjęciu wygląda na dość "lejący", po roztarciu konsystencją bardziej przypomina typowe masło do ciała. Zresztą tak duży skład procentowy fazy olejowej musi robić swoje. :-)


Masełko przepięknie pachnie, wspaniale nawilża i natłuszcza. Jest idealne na tą porę roku. Gwarantuję Wam, że użyte masła i olej arganowy działają cuda. Macie popękaną skórę dłoni, suche łydki czy pięty - nic lepszego nie znajdziecie.


Jednocześnie zapraszam do odwiedzenia sklepu Blisko Natury. W tej chwili widziałam fajne promocje na małe zestawy masełek. Ja już chyba wiem, co zażyczę sobie na prezent świąteczny... :-)

Ekoholistka


Witajcie!

Są blogi, na które się zagląda tylko raz, ale są też takie wciągające bez granic. Do takich należy blog Arsenic. Parę tygodni temu zapoczątkowała akcję "Czytamy składy" by uczulić ludzi na to co aplikują sobie na twarz. Odzew był niemały. Ja również wzięłam w nim udział i miałam to szczęście, że zostałam bardzo hojnie obdarowana przez Arsenic prezentem, o którym za chwilę. Akcja wciąż trwa i zachęcam by wziąć w niej udział - a nuż też coś wygracie? ;-) 

A teraz o produkcie z którym wiąże duże nadzieje. Arsenic przy wyborze prezentu pytała mnie czego brakuje w mojej kosmetyczce, a że walczę z tłustym czołem, wybrała dla mnie takie oto cudo. Zestaw poniżej można kupić w kapitalnym sklepie Kolorówka, gdzie do wyboru macie szereg pigmentów (pigmenty MAC się chowają), a także gotowe zestawy pielęgnacyjne i "kolorowe" do samodzielnego wykonania.



Jeżeli myślicie, że nie dacie rady - nic bardziej mylnego. To chyba jeden z łatwiejszych produktów do wykonania, bo wystarczy wymieszać wszystkie składniki w torebce strunowej i przesypać do pojemnika. 


Całość zajęła mi jedynie 10 minut, a ilość którą uzyskałam (całe 10 g!) pozwala zaspokoić moje potrzeby na ponad pół roku, o ile nie dłużej.


Zestaw który sprezentowała mi Arsenic obiecuje super matowienie i patrząc na skład (krzemionka, Ronasphere, puder perłowy) jestem przekonana, że ma spore szanse ujarzmić moją błyszczącą sferę T. Ilość jest nie do przerobienia więc postanowiłam podzielić się z jedną z Was próbką poniżej.


Jeżeli jesteście zainteresowane, oto warunki:
  • należy polubić stronę ECOHOLIST na Facebooku i udostępnić ten post;
  • w komentarzu proszę zostawić swój adres mailowy oraz nick pod jakim obserwujecie na facebooku.
Czas zgłoszeń do 14 listopada.

Ekoholistka




Witajcie kochani!

Dziś bardzo krótki post o jednej z moich ulubionych masek do włosów. Firma Kallos ma w swoim asortymencie parę bardzo ciekawych produktów do włosów. Przez długi czas używałam Kallos Latte, ale zdecydowanie Keratin bije ją na głowę. 



Dlaczego ją lubię? Po pierwsze, jest taniutka - w drogeriach Hebe dostaniecie ją za ok 12zł, w internecie już za 9,99zł i to, uwaga, za cały 1 litr. Po drugie, skład jest prosty i pozwala na eksperyment, o którym poniżej:

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Propylene Glycol, Hydrolized Milk Protein, Hydrolized Keratin, Cyclopentasilioxane, Dimenthiconol, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Na początku składu mamy substancje poprawiające aplikację, kondycjonujące włosy, ułatwiające rozczesywanie i zapobiegające utracie wilgoci. Proteiny mleka i hydrolizat keratyny to ważne substancje aktywne nawilżające i wygładzające włosy, potem 2 niegroźne silikony (nie wierzcie proszę, że silikony to samo zło) i parę konserwantów. To czego brakuje w tej masce to substancje odżywiające. Z tego powodu postanowiłam wzbogacić maskę o:


  • olej lniany (1 łyżka)
  • olej arganowy (1 łyżeczka)
  • płynny jedwab (pół łyżeczki)
  • keratynę (ćwierć łyżeczki)






Dlaczego taki dobór składników? Według ankiety ANWEN, olej lniany spisuje się aż u 73% testujących, ale ogólnie oba oleje to skarb w pielęgnacji włosów. Są bogate w witaminy, szczególnie witaminę E i dobroczynne kwasy tłuszczowe.Doskonale odżywią włosy pozbawione blasku i zniszczone zabiegami kosmetycznymi jak farbowanie, suszenie czy prostowanie. Płynny jedwab z kolei przywraca nawilżenie, wygładza, zapobiega elektryzowaniu włosów. Jest szczególnie polecany do włosów łamliwych i rozdwajających się. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego dodałam keratynę, skoro jest już w oryginalnym składzie maski? Odpowiedź jest prosta - bo to co dobre, warto dodać więcej. 

Tak więc zabieramy się do pracy, a w zasadzie - czystej przyjemności. Biorę 8 kopiastych łyżek oryginalnej odzywki i przekładam ją do wcześniej zdezynfekowanego pojemnika, a następnie dodaję pozostałe składniki w podanej wyżej ilości. Wszystko dokładnie mieszam łyżką. I...GOTOWE!!

Oto jak maska wygląda przed...


i po podrasowaniu:


Widzicie różnicę? Maska przed ma bardziej konsystencję żelu, a po dodaniu składników jest przyjemnie kremowa i w kolorze i w teksturze.

Włosy po jej zastosowaniu są miękkie, lśniące i dobrze odżywione. Szczerze polecam pokombinować tak ze swoimi odżywkami. Kto spróbuje?

Ekoholistka


Witajcie Mamusie i Tatusiowie, 

Dziś znowu będzie w temacie dla Rodziców. Ostatnio zgłębiam tajniki olejków eterycznych i natknęłam się na profesjonalną stronkę, gdzie wskazują jakich olejków nie powinno się używać w przypadku małych dzieci. Czytam, czytam i co widzę??? Olejki eteryczne nie dla maluszków w Pulmexie Baby?!?




Oto skład wg. apteki DOZ: 

Eucalypti oleum - olejek eukaliptusowy
Balsamum peruvianum - balsam peruwiański
Rosmarini oleum - olejek rozmarynowy

Jakie zalecenia?

"Do nacierania do stosowania u niemowląt powyżej 6 miesiąca życia i małych dzieci w chorobach górnych dróg oddechowych, przebiegających z katarem lub kaszlem (przeziębienie, grypa, zapalenie oskrzeli, zapalenie gardła). U dorosłych i dzieci powyżej 7 roku życia preparat można także stosować do inhalacji."

A teraz moje odkrycie (źródła na końcu posta)... 
  • Olejek eukaliptusowy - nie zaleca się stosowania u dzieci poniżej 6 lat, wg innego źródła nawet 10 lat (podejrzewam, że zależnie od chemotypu);
  • Balsam peruwiański - unikać stosowania u dzieci poniżej 2 lat
  • Olejek rozmarynowy - unikać stosowania u dzieci poniżej 6 lat
A teraz dlaczego?

Olejki eteryczne są nieocenione w leczeniu wielu chorób i dolegliwości. Mam wrażenie, że świat oszalał na ich punkcie. Ale uwaga, olejki bywają także toksyczne. Można poczytać o tym tutaj

Natrafiłam nawet na forum gdzie rodzice piszą o tragicznych skutkach jego stosowania...


Pamiętajmy, że olejki to nie tylko piękne zapachy, ale też silne lekarstwa. Bądźmy świadomi drodzy rodzice...

Statystyki są nieubłagane – co 8 kobieta przejdzie przez piekło raka piersi. Corocznie na świecie z tego powodu umiera 40.000 kobiet. Co oprócz regularnych badań piersi możemy zrobić dla siebie, by zmniejszyć prawdopodobieństwo zachorowania?

Ostatnie badania pokazują związek niektórych substancji używanych w kosmetykach ze zwiększoną zachorowalnością na raka piersi. Bisfenol A, ftalany i parabeny to bardzo popularne środki chemiczne, które zostały połączone w różnych badaniach z rakiem piersi. Kluczem jest unikanie ekspozycji na nie poprzez czytanie etykiet i dokonywanie świadomych wyborów jeżeli chodzi o zakup żywności, środków czystości i produktów do pielęgnacji ciała. A jak to zrobić?

BISFENOL A (BPA)


Hormon ten jest chemicznego pochodzenia i występuje niemal wszędzie. Badania laboratoryjne wykazały, że BPA jest związany z przyspieszonym dojrzewaniem płciowym, co jest jednym z czynników ryzyka wystąpienia raka piersi. Ponadto BPA sam w sobie może powodować przekształcenie zdrowych komórek piersi, w te zmutowane, a także obniżyć skuteczność działania leków na raka piersi.

Jak go unikać?
  • nie kupować żywności w puszkach (środek jest pokryty BPA) lub wybierać te z deklaracją „BPA free”.
  • nie kupować butelek plastikowych  dla niemowląt i małych dzieci, lub szukać te, które są wolne od BPA.
  • przechowywać jak najczęściej żywość w pojemnikach szklanych
  • upewnij się, że zabawki plastikowe, którymi bawią się Twoje dzieci są wolne od BPA.

FTALANY


W dużym uproszczeniu ftalany to środki chemiczne dzięki którym tworzywa sztuczne są miękkie i giętkie. Są one również składnikiem wielu odświeżaczy powietrza, detergentów, lakierów do paznokci, perfum, zabawek, zasłonek prysznicowych...

Jak ich unikać?
  • Unikać wyrobów plastikowych z PVC.
  • Zostaw na półce sklepowej syntetyczne odświeżacze powietrza czy świece zapachowe - zainwestuj w olejki eteryczne.

PARABENY


Parabeny są szeroko stosowane jako środki konserwujące w kosmetykach. Mogą one być absorbowane przez skórę i wiele badań wiąże je ze zwiększeniem zachorowalności na raka sutka. W przeprowadzonych badaniach wykryto ślady parabenów w 99% procentach tkanek zajętych nowotworem, 60% próbek zawierała przynajmniej pięć parabenów.

Jak ich unikać?
  • Czytajmy etykiety!!! Unikajmy kosmetyków, w których składzie znajdujemy parabeny. Zachęcam również do odwiedzenia stronki, którą bardzo często się posiłkuję, a mianowicie EWG. Znajdziemy tam listę składników z ich oceną szkodliwości (od 0 do 10, im niższe wskazanie, tym składnik bardziej bezpieczny).
To tylko 3 z najczęściej pojawiających się w naszym życiu środków chemicznych o udowodnionym szkodliwym wpływie na zdrowie. Unikanie ekspozycji na nie to już bardzo dobry i łatwy pierwszy krok aby zmniejszyć ryzyko zachorowania na chorobę nowotworową. Pamiętajmy, że MUSIMY dbać o siebie same, bo nikt za nas tego nie zrobi.

Uściski,

Ekoholistka



Źródło:1. Ecowatch2. BCERC3. NCHN4. EHN5. HNGN6. BCF
Witajcie Kochani!

Dosłownie przed chwilą zmieszałam to cudo i od razu spieszę podzielić się z Wami recepturą.
Inspiracją dla mnie była ARSENIC i jej przepis na szampon z zieloną herbatą. Mnie zależało na wypróbowaniu opcji z buteleczką pianotwórczą. Od razu muszę dodać, że jest to pierwszy raz kiedy mam do czynienia z surfaktantami, a już mam ochotę na więcej. 

Składniki będą następujące:


Coco-glucoside 15,0%
Decyl glucoside 7,0%
Sodium cocoyl isethionate 3,0%
Olej konopny  3,0%
D-pantenol 2,0%
Eco żel z aloesu 4,0%
Napar z zielonej herbaty 65,0%
Guma ksantanowa 4 szczypty
FEOG 20 kropli
Olejek herbaciany (eteryczny) 10 kropli
Kwasek cytrynowy  3 szczypty

A teraz po kolei. :) 

1. Robimy napar z zielonej herbaty i czekamy aż wystygnie. 
2. W międzyczasie odmierzamy żel aloesowy i d-panthenol do małego (oczywiście zdezynfekowanego jak wszystko) naczynia i dodajemy gumę ksantanową. Mieszamy spieniaczem do kawy. 
3. Kiedy nasza mieszanka zgęstnieje, dodajemy 2-3 łyżeczki naparu i dalej mieszamy. 
4. Do naszego glutka dodajemy Sodium cocoyl isethionate i ... mieszamy. :)
5. Przelewamy wszystko do naparu, mieszamy i konserwujemy FEOG.
6. Dolewamy olej konopny i decyl glucoside - mieszamy.
7. Dodajemy coco-glucoside, olejek eteryczny i ostatni raz mieszamy.
8. Ustalamy Ph żelu - u mnie wyszło około 9!!! Call it MASAKRA!!! ;-) Dodałam 3 szczypty kwasku cytrynowego i wyszło koło Ph 5. 
9. Całą mieszankę przelewamy do butelki pianotwórczej - u mnie z odzysku. 

VOILA!!!

Oto jak prezentuje się żel przed przelaniem - jest dość rzadki:


Ale pianka wychodzi już genialna!


Moje pierwsze wrażenia - świetnie się pieni i doskonale zmywa nie przesuszając skóry. Zastanawiam się, czy olej konopny nie będzie się rozwarstwiał, ale podobno decyl glucoside ma właściwości emulgujące. Pożyjemy - zobaczymy. Po dłuższym okresie stosowania pojawi się na pewno szerszy post oceniający.

Jak podoba Wam się ta receptura? Wprowadzilibyście jakieś zmiany? czekam na Wasze sugestie. 

Wasza Ekoholistka

Witajcie!

Dzisiaj dość pieluchowych tematów. Zapraszam na bardzo szybkiego posta o mojej ostatniej samoróbce - świetnym toniku nawilżającym.




Stosuję go od paru dni i już muszę go pochwalić. Po pierwsze nie klei się tak jak po toniku z glukonolaktonem. Po drugie - świetnie nawilża i uspokaja moją skórę. I wreszcie po trzecie - super spisuję się solo pod makijaż minerałkami. 

Skład króciutki:


Składnik % udział Sklep
hydrolat ze słodkiej pomarańczy 82,5% ZSK
kwas hialuronowy 1,5% 5,0% ZSK
ekstrakt z granata eco 2,0% e-naturalnie
żel z aloesu 2,0% EcoSpa
sorbitol 4,5% ZSK
witamina B3 4,0% e-naturalnie
FEOG 4 krop./80g Zielony Klub

Dlaczego taki skład, a nie inny? Hydrolat ze słodkiej pomarańczy pachnie wprost obłędnie, a do tego ma właściwości nawilżające i przeciwstarzeniowe. Wybór kwasu hialuronowego chyba nie muszę argumentować. Dodaję go niemal do wszystkiego. Wygładza, ujędrnia, nawilża przesuszoną skórę. Ekstrakt z eco-granata ma działanie przeciwtrądzikowe i przeciwzapalne, podobnie jak żel z aloesu, który u mnie akurat świetni goi małe ranki i likwiduje podrażnienia. Sorbitol i witamina B3 to kolejne super nawilżacze, a sama witamina B3 do tego rozjaśnia przebarwienia.

Jeżeli szukacie fajnego toniku bezkwasowego, ten mogę szczerze polecić. Ja akurat robiłam zakupy w różnych sklepach, co widać po linkach, ale śmiało większość z powyższych produktów kupicie w jednym z nich. 

Kto się skusi na zmiksowanie takiego cudeńka? Do dzieła!! 

Ekoholista


Kochani, ciąg dalszy pieluchomanii. W poprzednim poście pisałam o tym, co kryją pieluchy jednorazowe. Dziś pokażę Wam parę alternatyw, jeżeli chcecie w sposób ekologiczny pieluchować Wasze maleństwa.

Wersja 1 - Eko pieluchy jednorazowe


Pieluszki ekologiczne "Bambo Nature"  Pieluszki ekologiczne Beaming Baby 

Pewnie zadajecie sobie pytanie, czym różnią się od tych powszechnie Wam znanych? Przede wszystkim wyeliminowano z nich najbardziej szkodliwe substancje jak wybielacze optyczne, chlor, lateks, formaldehyd, czy ftalany. Ponadto są one pozbawione substancji zapachowych i znacznie szybciej ulegają biodegradacji (parę a nie paręset lat). Wszystko wspaniale, ale gdzie ten haczyk? Już wiecie? Tak, tak, w cenie. Musimy liczyć się z wydatkiem 2 - 3 krotnie większym niż w przypadku komercyjnych pieluch jednorazowych. 

Wersja 2 - Wielorazowe pieluchy materiałowe



Kolejnym rozwiązaniem, bardziej ekonomicznym i zdecydowanie ekologicznym są pieluchy wielorazowe. Kiedyś nasze mamy stosowały słynną tetrę...Dzisiaj mamy już większe "wypasy". Rodzajów takich pieluch jest wiele - z wymiennymi wkładami, pieluchomajtki, otulacze, formowanki. Generalnie zamysł ich jest taki, że zewnętrzną część stanowi tkanina typu PUL (wodoodporna, podobna stosowana jest w odzieży sportowej), a wnętrze to superchłonny wkład bambusowy, bawełniany czy też wykonany z mikropolaru. Wszystko EKO! :) Jak wyglądają koszty? Zachęcam do TEGO artykułu. Świetnie przedstawiono tu koszt używania takich pieluch. Ogólnie rzecz ujmując oszczędności w stosunku do zwykłych jednorazówek są 2-3 krotonie większe. Kolejny plus  - wielorazówki są nieziemsko piękne! Szara, smutna i przeciekająca tetra to prehistoria. Sama posiadałam te cudeńka, używałam i szczerze mogę polecić! Nie przeciekają, nie odparzają - czego chcieć więcej?

Wersja 3 - Miksujemy


Nie oszukujmy się. W dzisiejszych czasach stawiamy na wygodę. Wiele mam odstrasza kwestia nieustannego prania oraz to, co zrobić z zabrudzoną pieluchą w czasie gdy jesteśmy poza domem? Odpowiedzią na takie dylematy jest złoty środek. Jeżeli wahacie się czy poradzicie sobie z wielorazowym pieluchowaniem zacznijcie od zakupu 2-3 sztuk pieluch. Na noc stosujcie jednorazówki (jeśli Was stać - ekologiczne), to samo w trakcie ważnych wyjść, kiedy zależy Wam na komforcie. W każdym pozostałym czasie próbujcie z wielorazówkami. Uwierzcie mi - nie taki diabeł straszny jak go malują. :) Tymczasem zachęcam do przeczytania historii pieluchowania wielorazowego na TYM blogu. Autorka pięknie opisała swoje doświadczenia w tej kwestii i są one poniekąd odzwierciedleniem moich przemyśleń. 

Jak widzicie temat ekopieluchowania to temat rzeka. Na pewno jeszcze wrócę do zagadnienia. 

Pogodne uściski, 
Ekoholistka.
NowszeWpisy StarszeWpisy Strona główna